Janusz Korczak Korczak Janusz Korczak – Dorośli i my – dzieci

Janusz Korczak – Dorośli i my – dzieci

Może, proszę was, nie pokłócić się pasta do zębów z musztardą, może nie pokłócić się lampa z lustrem, etażerka z pianinem; ale (krew nie woda) człowiek z człowiekiem? – W lecie, kiedy gorąco i tyle wolnego czasu?

Zawsze tak: pogodnie, pogodnie – nagle zerwała się wichura, i granatowa chmura – cisza – trrach, grzmot, piorun. – Cóż to? – Zawsze tylko dzieci mają kłócić się, a dorośli wcale? Co za taki znów jakiś przywilej? – Już tak jest: musi być w sezonie jedna awantura, że ktoś dotkliwie dotknięty i gorzko rozgoryczony wyjeżdża przed końcem sezonu obrażony i zawiedziony. Już tak jest, taki porządek rzeczy.

Gdybym nawet wiedział dlaczego, nie mógłbym wam wytłumaczyć, bo wolno mi tylko do lat czternastu (dorośli nie należą do mojego resortu). – Ale nie wiem: życie – gmatwanina – nawarzy piwa – galimatias. Kiedy byłem taki jak wy, chciałem również wszystko zrozumieć. Teraz? – Hii. – Życie to jak aparat radiowy: pewnie, że ciekawe; ale trzaski, puki, coś tam mówią, ciekawe – ale za prędko, albo za cicho – nie zrozumiałeś, nie dosłyszałeś, tylko domyślasz się. Życie zgaduje się, ot.

[…]

Dorośli – oni też broją i psocą. Bo różni różnie, i ten sam niby człowieka nie zawsze tak samo. – Pytam go się: „Powiedz, chłopak, co ty za jeden: czy porządny?”. – A on mówi: „Sam nie wiem”. – Raz tak, raz nie: człowiek!

Albo prawda? – Nie, żeby miał kłamać, ale mija się z prawdą. – On tędy idzie sobie, a prawda tędy. I mija się z nią. Czasem nawet nie pozna prawdy w pośpiechu albo pozna, ukłoni się, owszem, uśmiechnie się przyjaźnie albo nawet przystanie i zapyta o zdrowie – ale potem znów – mijamy się, rozchodzimy, chociaż chciałoby się z nią, z prawdą, razem. – Jeżeli człowiek prawdomówny i skłamie, to tylko tyle, ile już koniecznie musi i nie może inaczej, i też mu potem smutno, przykro i wstyd.

[…]

I zaczynamy mówić o koleżeństwie, o szkole i kolegach, i o różnych wpływach: że jeden kolega pomaga i poprawia, a drugi psuje i szkodzi. – Niby łatwo: „Nie baw się z łobuzami”. – Jak poznać od razu, kto porządny, kto nie? Albo czasem cichy gorszy od łobuza. Albo z łobuzem wesoło – no i można go przecież poprawić? – Pogromca lwa, nawet tygrysa umie poprawić i nauczyć. – I nawet ludożerców można cywilizować. – I co jest właściwie zło, grzech, a co tylko nie wolno i nieładnie? – I dlaczego komary tną, więc my je zabijamy, ale zjadamy także kurczęta; i człowiek wszystko zjada i topi szczenięta, chociaż pies jest ładny i wierny.

[…] czy można nie dać ściągnąć klasówki, jeżeli ona [koleżanka] pilna, ale jej trudno, albo nie ma książki, bo ojciec mało zarabia, albo musi pracować i pomagać, albo przepuściła, bo była chora, albo głowa bolała? – Czy można nie podpowiedzieć, jeżeli jedno słówko zapomniał albo ze strachu tylko pomylił się?

Albo jeden stłukł szybę, albo co innego zrobił i nie przyznał się? Bo jednemu w domu nic nie powiedzą, a drugi ma surowych